Nie ma żadnych rozliczeń
Musi istnieć jakiś sposób, by pomijać problematyczne państwa. To lekcja, której nauczyły UE potyczki z Polską i Węgrami

z Ireneuszem Pawłem Karolewskim rozmawia Emilia Świętochowska

Ireneusz Paweł Karolewski politolog, profesor na Uniwersytecie w Lipsku. Zajmuje się m.in. teorią demokracji, integracją europejską i nacjonalizmem
Ireneusz Paweł Karolewski politolog, profesor na Uniwersytecie w Lipsku. Zajmuje się m.in. teorią demokracji, integracją europejską i nacjonalizmem
Od październikowych wyborów w Polsce płynie coraz więcej sygnałów, że UE odkręci nam wkrótce kurek z pieniędzmi zablokowanymi za rządów PiS. To nie mamy już problemów z praworządnością?
Mamy. Dopóki wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE nie są wykonane, dopóty problemy z praworządnością pozostaną. Choć możliwe, że część pieniędzy będzie odblokowana dla zachęty – tak jak w zeszłym roku Komisja Europejska odmroziła część funduszy dla Węgier. Oczywiście reformy, które wprowadził w zamian rząd Viktora Orbána, były tylko pozorne. Brukseli chodziło raczej o to, aby zmiękczyć jego stanowisko w sprawie pomocy dla Ukrainy. Nikt już dziś nie wierzy, że na Węgrzech nastąpią zmiany systemowe. W przypadku Polski wciąż jest nadzieja, że tak się stanie.
Unii nie przeszkadza to, że nowa władza przywraca praworządność za pomocą środków, których legalność jest kwestionowana?
Ocena Brukseli jest taka, że w Polsce istnieje podwójne państwo. Trybunał Konstytucyjny wydaje orzeczenia poza swoimi kompetencjami. Sąd prawomocnie skazuje dwóch polityków, a prezydent tego nie uznaje. Najważniejsze instytucje w państwie nie zgadzają się, co jest praworządne, a co nie. A do tego media donoszą, że prezydent zastanawia się nad wykorzystaniem swoich uprawnień jako zwierzchnika sił zbrojnych, aby bronić obecnego składu TK. Dla przeciętnego biurokraty czy polityka unijnego są to sygnały, że kryzys konstytucyjny w Polsce trwa i może się pogłębić. Na razie Komisja Europejska nie podejmuje więc decyzji, tylko obserwuje rozwój sytuacji.


