Zbrojeniówka, głupcze
Wydając zaledwie kilkanaście miliardów złotych, możemy znacznie poprawić nasze bezpieczeństwo

Lista inwestycji strategicznych, w które ma być zaangażowane państwo, a o które tak gorąco ostatnio się spieramy, jest dosyć krótka, lecz potencjalne koszty ich realizacji sięgają setek miliardów złotych. Ku wielkiemu zdumieniu na liście nie ma przemysłu obronnego. Tymczasem wydając ledwie kilkanaście miliardów (może trochę więcej), możemy zapewnić sobie zdolności produkcyjne, które nie dość, że przyniosą zyski, to jeszcze radykalnie poprawią bezpieczeństwo państwa.
Rządzący PiS próbował rozruszać zbrojeniówkę. W 2016 r. Polska Grupa Zbrojeniowa otrzymała od państwa 300 mln zł, by kupić znajdującą się w upadłości likwidacyjnej Stocznię Marynarki Wojennej w Gdyni. W tamtym czasie trwały w niej ostatnie prace przy najdłużej budowanym okręcie w polskiej historii (stępkę położono w 2001 r.) – korwecie „Gawron”, która ostatecznie stała się patrolowcem „Ślązak”. Choć negocjacje z syndykiem były trudne, to PGZ przejęła gdyński zakład w 2017 r.
Proces włączania w struktury nowej firmy był żmudny – po drodze zdarzały się m.in. opóźnienia w wypłatach pensji, a pierwsze zyski stoczni pojawiły się pięć lat później. Problem polegał na tym, że choć państwo powiedziało A, to nie chciało powiedzieć B. Kupno stoczni miało być pierwszym krokiem, a kolejnym – zamówienia na okręty. Tymczasem MON umowę na program Miecznik, budowę trzech fregat, podpisało dopiero cztery lata po przejęciu stoczni. I choć obecnie powstaje olbrzymia, mająca ponad 40 m wysokości hala, w której będą budowane korwety, to trudno oprzeć się wrażeniu, że sporo czasu zmarnowano. Niemniej Stocznia Wojenna ma zapewnione zamówienia i, co istotne, gdy fregaty wejdą do służby, zakład będzie je remontował czy modernizował.


