Nord Stream a sprawa polska
Europejski nakaz aresztowania nie działa automatycznie, a zrzucanie trudnych decyzji na sąd nie uchroni rządu Donalda Tuska przed zarzutem chodzenia na smyczy Berlina

Tylko dwie kwestie nie ulegają wątpliwości. Po pierwsze: z punktu widzenia naszych interesów dobrze się stało, że Nord Stream nie działa. I oby tak pozostało. Po drugie: uszkodzenie gazociągu we wrześniu 2022 r. było skutkiem celowej akcji służby wywiadowczej. Pozostałe aspekty wciąż stoją pod znakiem zapytania – niemieckie śledztwo nie wyjaśniło dotąd zbyt wiele. Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe wydał europejski nakaz aresztowania (ENA) szóstki Ukraińców, którzy zdaniem prokuratury odpowiadają za atak. W sierpniu włoska policja zatrzymała Serhija K., który przebywał z rodziną na wakacjach w Rimini. Sądy dwóch instancji szybko zdecydowały o przekazaniu podejrzanego Niemcom, ale adwokat zapowiedział zaskarżenie tego postanowienia, dowodząc, że jego klient nie może liczyć na sprawiedliwy proces w Republice Federalnej. Natomiast Sąd Okręgowy w Warszawie przychylił się do wniosku o areszt mieszkającego w Pruszkowie Wołodymyra Ż. Służby polskie i niemieckie wspólnie przeszukały też jego mieszkanie. Czy znaleziono tam dowody na udział w wysadzeniu gazociągu? Można wątpić. Pełnomocnik Ukraińca zapowiada batalię o jego uwolnienie. Sekunduje mu spore grono Polaków, którzy uważają, że Wołodymyrowi Ż. – o ile faktycznie brał udział w uszkodzeniu Nord Streamu – należy się medal, a nie 15 lat za kratami. Z etycznego punktu widzenia to bezdyskusyjne. W realiach gry polityczno-wywiadowczej – rzecz może się okazać bardziej skomplikowana.

