Słowa, słowa, piana, piana. Życie
Od czasu do czasu mignie w przestrzeni politycznej jakaś ciekawa myśl. A to np., że trzeba zredukować liczbę sekretarzy stanu (po tym, jak się ją powiększyło). A to, że zbudujemy elektrownię atomową (po tym, jak przez lata jej nie zbudowaliśmy). Cóż, wiadomo, słowa same w sobie nie kreują rzeczywistości, ale karmią oczekiwania elektoratów. Słowa, słowa, słowa, piana, piana, piana; życie. Jednak to, że sprawa reformy systemu wymiaru sprawiedliwości znalazła się pośród tematów do pogadania, a nie do realizowania, może zdumiewać. Usprawnienie wymiaru sprawiedliwości oraz przemodelowanie układów i układzików sędziowskich było dla PiS naprawdę istotne, kiedy szło po władzę w 2015 r. Z krytyczną diagnozą sformułowaną przez tę partię mało kto polemizował. Ba, pierwszy projekt reform, opracowany przez Zbigniewa Ziobrę (tak, tego złego ministra) miał wielu przyjaciół wśród samych sędziów. Ziobro proponował przecież kierunek zmian, który rolę sędziów (!) umacniał – tyle że nie tych ze świecznika. Projekt jednak zarzucono, Kaczyński wymusił kurs na wojnę polityczną. W rezultacie mamy gorszy system wymiaru sprawiedliwości, niż mieliśmy. Towarzyszy temu zupełny brak refleksji krytycznej w PiS nad wołającymi o pomstę do nieba własnymi błędami. Panuje narracja, że robiliśmy co trzeba, tylko za mało, a kto tego nie widzi, jest agentem powiązanym z „Gazetą Wyborczą” (i, no raczej, z Niemcami).

