OPINIA
Niespieszne ratowanie amerykańskiego przemysłu
Niesione na sztandarach wspieranie klasy robotniczej bywa wykorzystywane przez polityków w różnych systemach politycznych. Obietnice przywrócenia roli wytwórczości przemysłowej w gospodarce amerykańskiej wsparły pierwsze zwycięstwo Donalda Trumpa w kampanii prezydenckiej w 2016 r. Jeszcze dobitniej hasła przenoszenia produkcji do USA były artykułowane w jego ostatniej zwycięskiej batalii o prezydenturę. I znów ta strategia okazała się skuteczna. Dyskusja o cłach była bowiem nakierowana na wyborców z tych regionów USA, które ucierpiały z powodu zaniku przemysłu w wyniku „chińskiego szoku” na początku stulecia.
Kampania wyborcza się skończyła i nowa administracja amerykańska musi się skupić na realnych działaniach. Czy będą one nakierowane na poprawę losu mieszkańców poprzemysłowych miast USA? Wątpliwe. Już podczas inauguracji stało się jasne, kto w rzeczywistości znalazł się w centrum zainteresowania Donalda Trumpa – najbliżej prezydenta podczas uroczystości zasiedli przedstawiciele największych firm technologicznych i to na nich skupiły się światła reflektorów. Należy przyjąć, że to właśnie ich w pożegnalnym wystąpieniu prezydent Joe Biden nazwał technologicznymi oligarchami. W pierwszych rzędach trudno było znaleźć przedstawicieli producentów samochodów czy innych dóbr przemysłowych.

