Etat? Nie praktykujemy
Drobni przedsiębiorcy budzą skrajne emocje w polskim społeczeństwie. Jedni ich ubóstwiają, jakby byli Atlasem, na którego barkach spoczywa cała nasza gospodarka – ten ton pobrzmiewał nawet w wypowiedziach Donalda Tuska. Inni uważają z kolei, że przedsiębiorcy jadą na gapę kosztem pracowników – korzystają z rozlicznych ulg, nie wykazując dostatecznej solidarności z resztą społeczeństwa.
W dyskusji na ten temat pojawia się dużo błędów i uproszczeń. Przede wszystkim niewiele osób patrzy na masowy rozwój drobnej przedsiębiorczości w Polsce jako na mniej lub bardziej świadomą próbę odpowiedzi na potężny kryzys. Mam na myśli ciągnące się latami skutki zapaści rynku pracy w okresie transformacji, na które nałożyły się potem kolejne zaburzenia: od załamania finansowego Rosji w 1998 r. do pandemii w 2020 r. Próba ta przypominała łatanie wielkiej dziury taśmą klejącą, więc w najlepszym razie mogła być tylko częściowo udana.
Nie jest to wina przedsiębiorców. Może sami zostali przez system oszukani, choć wielu jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy? To właśnie sugeruje opisywany już na łamach DGP raport „Dobrowolne ubóstwo”, który przygotowali eksperci z Polskiej Sieci Ekonomii na zlecenie ZUS (instytucja ta początkowo odmawiała jego publikacji). Dokument ten pokazuje, że obecny system emerytalny dla przedsiębiorców roi się od pułapek. Samozatrudnieni, kuszeni „oszczędnościami” na ubezpieczeniach społecznych, muszą sobie uświadomić, jak niskie świadczenia czekają ich w przyszłości. Ponad 99 proc. przedsiębiorców – ok. 2 mln ludzi – deklaruje najniższą podstawę wymiaru składek. To oznacza, że tylko dopłaty do minimalnej emerytury z budżetu uratują wielu z nich przed ubóstwem na starość.

