W zalewie dosłowności
Nie umiem prowadzić rozmów na serio o sprawach oczywistych i codziennych. Doprowadza mnie to do rozpaczy. Nie pogadamy o pogodzie. Przykro mi

Z Grzegorzem Turnauem rozmawia Konrad Wojciechowski
Z pana nowych piosenek na płycie „Szósta godzina” przebija tęsknota. Czegoś panu żal?
Codziennie staram się tęsknić, bo życie bez tęsknoty jest pozbawione sensu. Tęsknimy za czymś, co jest osiągalne, lecz trudno dostępne. Jeżeli nie chcemy się do niczego przybliżać, to żyje się trudniej. Dla mnie tęsknota jest raczej zajęciem kreatywnym. Rozpamiętywanie czegoś, co minęło i nie wróci, to już nostalgia. Tęsknotę rozumiem jako stan oczekiwania i pewnego dyskomfortu związanego z oddaleniem kogoś lub czegoś, co jest osiągalne. A nostalgia dotyczy rzeczy czy wydarzeń już nie istniejących, które przechowujemy tylko w pamięci.
Najgorzej jest tęsknić bez końca.
Jest taki wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Ludzka tęsknota”, kiedyś to śpiewałem: „Pytała się ludzka tęsknica / Kędy jej kres? / Czy w skałach niedosiężonych / Czy w morzu łez? / Pytała się śmierci idącej / W całunnym gźle / Czy może w niej? Ale śmierć / Odrzekła: nie…”. Na tym rzecz polega, że nie do końca powinniśmy wszystko kontrolować. Jeżeli nie kontrolujemy przynajmniej części swojej wyobraźni albo pamięci, to już jest dobrze.

