Żartem rozładuj napięcie
Władze ZSRR chciały ukryć wybuch reaktora w czarnobylskiej elektrowni atomowej. Próżnię informacyjną natychmiast wypełnił folklor

Wiele takich ludowych wierszyków, dowcipów i anegdot słyszałem na własne uszy. 26 kwietnia 1986 r., gdy doszło do katastrofy w siłowni, mieszkałem w Kijowie. Moja matka Ołeksandra Jaroszczuk pracowała w Czarnobylu, a jej koledzy często pojawiali się u nas w domu. Poznałem Marię Docenko, główną architektkę Prypeci, miasta dla personelu elektrowni. Moim kolegą był dyrektor siłowni Wiktor Briuchanow, który w lipcu 1987 r. trafił na 10 lat do więzienia za „zbrodnicze zaniedbania” (został jednak przedterminowo zwolniony w 1991 r.).
Pisz do MAEA
W czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej sanitariusze mający do czynienia z rannymi mogą przeczytać w broszurach taką poradę: „Dużo żartuj – tym rozładujesz napięcie”. W 1986 r., gdy olbrzymie dozy czarnobylskiej radiacji były okrywane mgłą oficjalnej propagandy, ludzie – świadomie bądź nie – rozumieli, jak wielkie jest znaczenie śmiechu: „Ukraińską znamy nację,/ W nosie mamy radiację./ Jest wódeczka, piwo chlupniem,/ A radiację mamy w d...e”. Z kolei inni żartownisie ogrywali zgubny wpływ promieniowania na potencję: „Jeśli z ch...m coś nie tak/ Pisz do MAEA” (Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej – red.).
Sarkazm przejawiał się również w dowcipie o paradzie, która 1 maja 1986 r. przeszła ulicami ukraińskiej stolicy. „Czy kijowianie biorą udział w święcie? Bardzo aktywnie! A trybuny i kolumny są wręcz radioaktywne! Ulice z niezwykłą energią promieniują miłością do partii!”. Inny żart dotyczył planów pięcioletnich, za pomocą których Kreml oceniał rozwój gospodarki: „Elektrownia w Czarnobylu wykonała pięciolatkę w produkcji energii w ciągu dwóch milisekund”.

