Wola nie wystarczy
Koszty źle tworzonego prawa ponosimy my, ale też polityk, bo nie osiągnął efektu, o który mu chodziło. Nikt na tym nie skorzystał – ani on, bo zaliczył porażkę, ani adresat nowego prawa

Z Maciejem Berkiem rozmawiają Grzegorz Osiecki, Dominika Sikora i Tomasz Żółciak

Maciej Berek doktor nauk prawnych, główny legislator Pracodawców RP, były szef RCL
Maciej Berek doktor nauk prawnych, główny legislator Pracodawców RP, były szef RCL
Jaki jest najcięższy grzech, jeśli chodzi o stanowienie prawa w Polsce?
Trudno mówić o jednym grzechu, cykliczny raport Pracodawców RP wylicza ich siedem. To są błędy popełniane przy projektowaniu i procedowaniu prawa. Ich statystyka pogarsza się z roku na rok. Trzy czwarte projektów było procedowanych z naruszeniem reguł konsultacji publicznych. Mówimy o zjawisku, które staje się normą, a nie wyjątkiem. Niekierowanie projektów do konsultacji, skracanie ich czasu np. do 24 godzin albo wybieranie ścieżki poselskiej...
To samo robiły inne ekipy rządzące, również koalicji PO-PSL, za której czasów był pan szefem Rządowego Centrum Legislacji (RCL).
Ten problem występował, ale nie w takiej skali jak teraz. Partnerzy społeczni nie dostają projektów do opiniowania w terminach jasno wynikających z ustaw, a to uniemożliwia wyrażenie swojego stanowiska. Były projekty, które w ogóle nie trafiły do konsultacji albo te konsultacje były fikcyjne. I to się dzieje na etapie procedury zarówno rządowej, jak i sejmowej. Ze wskazaniem, że ten drugi przypadek ma jeszcze bardziej negatywną konotację.
Ofiarą złego prawa, przygotowanego na kolanie i procedowanego w pośpiechu, staje się przeciętny Kowalski…
Dysfunkcja procesu legislacyjnego na końcu daje prawo, które działa wadliwie, bo jest źle przygotowane, ma luki, bo coś uregulowano nie tak... Dobrym przykładem jest sposób, w jaki procedowano projekt nazwany Polskim Ładem (zmiany w przepisach podatkowych, które weszły w życie w styczniu 2022 r. - red.). Było jakieś polityczne zamierzenie - możemy dyskutować, słuszne czy nie, ale ktoś podjął decyzję o przygotowaniu zmian. I co się stało? Politycy doszli do wniosku, że nie będzie rzeczywistych konsultacji, nie dano partnerom społecznym czasu wystarczającego na odniesienie się do propozycji. Więcej - politykom tak się śpieszyło, że nie dano go nawet legislatorom, żeby przekuć polityczne zamierzenie w przemyślany projekt aktu prawnego. Wiemy, jak skończyła się ta historia - klapą wizerunkową dla polityków. Co gorsza, oni zastawili pułapkę na tych, którzy te nowe przepisy mieli stosować, czyli pracowników, którzy dostawali niższe wypłaty, przedsiębiorców, księgowych, którzy nie wiedzieli, jak ich rozliczać itp.


