Orbán „gotowy na wszystkie scenariusze”
Jak można – z wojną u bram – przeprowadzać czystki w armii? Węgrzy pokazali, że można. Budapeszt ostentacyjnie odwraca się od Zachodu, karmiąc się mitem Wielkich Węgier
Czy Węgry czekają na przegraną Ukrainy, by odzyskać Ruś Zakarpacką, czy po to tak trzymają się Rosji?”. To pytanie od roku słyszę często. Cóż, premier Viktor Orbán na pewno jest przygotowany na różne warianty.
Węgierskie wojsko nie wejdzie
Na kilkadziesiąt godzin przed początkiem rosyjskiej agresji węgierskie wojska rozpoczęły przegrupowanie i zostały skoncentrowane przy granicy z Ukrainą, co było całkowicie zrozumiałe w obliczu rosnącego zagrożenia konfliktem. Wydarzyło się jednak wówczas coś, co z perspektywy czasu może wprawić w osłupienie. Chodzi o wywiad, którego Tibor Benkő, ówczesny minister obrony narodowej, udzielił telewizji ATV. Program rozpoczął się na ok. 7 godz. przed rozpoczęciem rosyjskiej agresji.
Minister mówił o zadaniach, jakie stoją przed węgierskim wojskiem w związku z eskalującym konfliktem za wschodnią granicą. Wskazał, że pozostaje w kontakcie z ministrem obrony narodowej Ukrainy Ołeksijem Reznikowem, że ma jego adres e-mail i telefon. Jak mówił, informuje go, że „jesteśmy tam po to, by zapewnić pokój, bezpieczeństwo i troszczyć się o naszych obywateli. Nie przeciwko nim, nie po to, by wkroczyć na ukraiński teren, ale po to, by Węgrzy czuli, że są bezpieczni”. Dziennikarz dopytywał ministra, czy istnieje „jakikolwiek powód, by wojska węgierskie przekroczyły ukraińską granicę? Nawet w celu wsparcia żyjącej za granicą społeczności węgierskiej?”. Minister odpowiedział: „Nie, nie liczymy się z tym, że będziemy musieli przekroczyć granicę”. Natychmiast dodał: „Nie należy zapominać o tym, że jesteśmy częścią NATO, zatem zadania realizujemy jako narodowe siły zbrojne, ale w ramach NATO”.


