Polityczne odpolitycznienie
Plemienna walka o swoje osłabia nadzieję na przełamanie ustrojowego pata

Reset konstytucyjny – to pojęcie zaczyna robić teraz furorę. Oznacza pomysł na nowe ustrojowe otwarcie: wybór całego składu Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, a może i Sądu Najwyższego. Ale z użyciem mechanizmu, który wymaga uzgodnień między rządzącymi a opozycją; mógłby to być wybór kandydatów przez Sejm większością kwalifikowaną (np. trzech piątych).
Przełamanie pata?
W przypadku resetu porozumienie rządzących z opozycją byłoby nieuchronne, bo wpierw trzeba by zmienić konstytucję większością dwóch trzecich. Za takim rozwiązaniem opowiedział się we wtorek, dość jednak ostrożnie, premier Donald Tusk. Wygląda to jak cofnięcie się, jednak tak częściowe i warunkowe, że może cofnięciem wcale nie być. Tusk mówił, że ten pomysł leżał na stole od dawna, że przedstawiał go na konferencjach minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Nikt tego nie pamięta. Wszyscy za to pamiętają, iż jeszcze wczoraj czołowi politycy Koalicji Obywatelskiej powtarzali jak mantrę, że „nie zmienia się konstytucji razem z PiS”.
Opinia premiera pojawiła się w ślad za wypowiedziami prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, który zapowiadał, że zaproponuje konstytucyjne nowe otwarcie. Podobne propozycje przedkładała też Konfederacja – jako wyjście z ustrojowej zapaści, w której rządzący nie uznają czołowych organów (lub ich części, jak w przypadku SN), ale nie mają legalnych narzędzi, aby je wymienić. Tusk mógł Konfederację ignorować, zamilczać własnego koalicjanta jest o wiele trudniej. Kosiniak-Kamysz zrozumiał, że nie wystarczy wspólnie świętować przewagi nad pokonaną prawicą, lecz warto też przedłożyć jakieś pomysły zmierzające do przełamania ustrojowego pata.


