Jeśli nadejdzie wojna
Koncepcja szwedzkiej obrony totalnej ma nie przerażać obywateli, lecz ich wzmacniać. Chodzi o to, żeby wszyscy wiedzieli, jak zachować się w sytuacji zagrożenia

Szwedzka komisja obrony w opublikowanym niedawno raporcie podkreśla w dość podniosłym tonie, że „nadszedł czas działania”. Motywacją do wzmocnienia wysiłków na rzecz bezpieczeństw jest – podobnie jak w całej Europie – agresywne nastawienie Rosji. „Ma ona zarówno zdolność, jak i wolę prowadzenia długotrwałej wojny, więc powinien to być punkt wyjścia dla rozwoju obrony totalnej” – czytamy w dokumencie. Szwecja wyróżnia się jednak na tle pozostałych państw Zachodu, które przygotowują się na możliwość konfrontacji: nie wszystkie są w tak dużym stopniu jak ona zainteresowane inwestowaniem w siły cywilne.
A Sztokholm chciałby, aby „poczucie, że sprawa jest pilna, przeniknęło całe społeczeństwo”. Zgodnie z zasadą, że podstawą obrony są ludzie i każdy ma w niej rolę do odegrania. Koncepcja ta sięga czasów zimnej wojny. Neutralna wówczas Szwecja była jednocześnie państwem mocno zmilitaryzowanym. W obawie przed sowiecką inwazją opracowała strategię obrony totalnej, zakładającą, że całe społeczeństwo powinno być zaangażowane. Zamysł był taki, by każdy mógł się bronić samodzielnie. Podobne modele wprowadziły Finlandia, Szwajcaria i Singapur. Po upadku bloku wschodniego Sztokholm zaczął odchodzić od dotychczasowego podejścia. Drastycznie zmniejszył swój budżet obronny i zredukował siły zbrojne. – Teraz Szwecja próbuje wymyślić koncept „obrony totalnej” na nowo – tłumaczy Joakim Berndtsson, profesor studiów globalnych na Uniwersytecie w Göteborgu.


