Rosja: instrukcja obsługi
Na Zachodzie wciąż brakuje świadomości, jak funkcjonuje rosyjskie państwo i jakie są prawdziwe cele polityki Kremla. To utrudnia nam obronę własnych interesów

„Rosja jest mocarstwem, które ma prawo do swojej strefy wpływów, nawet kosztem mniejszych krajów”. „Rosji nie da się pokonać militarnie, sankcje na nią nie działają, więc trzeba się jakoś dogadać”. „Drażnienie Rosji, a tym bardziej stawianie jej pod ścianą, to prosta droga do wojny światowej”. To zestaw typowych haseł powtarzanych przez chór zachodnich „realistów” (a raczej: pseudo realistów), zaczynając od polityków, poprzez byłych i obecnych wojskowych czy dyplomatów, akademików i dziennikarzy, aż do internetowych celebrytów i anonimowych komentatorów.
Część z nich zapewne celowo i za odpowiednią gratyfikacją sufluje tezy zbieżne z osią rosyjskiej narracji propagan dowej. Ale wielu powtarza je w dobrej wierze. To efekt miksu czynników, w tym ahistoryzmu (czyli postrzegania współczesnej Rosji jako prostej kontynuacji ZSRR z lat jego imperialnej świetności), podświadomego oportunizmu i strachu (dopóki na ołtarzu świętego spokoju składa się cudze, a nie własne interesy, to dużo mniej boli), a także próby ucieczki od etykiety naiwnego idealisty. Słowo „realizm” jest tu skuteczną przynętą. Nierzadko idzie ono w parze z przekonaniem o słabości i schyłkowości Zachodu oraz brakiem wiary w jego polityczną sprawczość (co miewa charakter samospełniającej się prognozy).
Z drugiej strony w naszej publicznej debacie słychać głosy, że Rosja jest już bankrutem – krajem ze zrujnowaną gospodarką, pozbawionym długofalowych szans rozwojowych, który w wojnie przeciwko Ukrainie nie osiągnie swojego głównego celu, czyli całkowitego podporządkowania sobie Kijowa. Podkreśla się, że Rosja doprowadziła do poszerzenia NATO o tak newralgiczne kraje jak Szwecja i Finlandia oraz utrwalenia amerykańskich wpływów w Ukrainie. Że utraciła najbardziej intratne rynki dla swoich podstawowych towarów eksportowych. Że stała się wasalem Pekinu, jej dawna strefa wpływów na Kaukazie i na Bliskim Wschodzie się sypie, a armia jest zbyt wyczerpana wojną, by jakikolwiek przywódca mógł realnie myśleć o agresji na państwa zachodnie. Nierzadko pada konkluzja, że Moskwa nijak nam już nie zagraża: poniosła strategiczną klęskę, nawet jeśli bardzo nie chce tego przyznać.

