Tajemnica, której nikt nie chce wyjaśnić
Połączmy teorie spiskowe dotyczące śmierci JFK i gen. Sikorskiego, dodajmy do nich aurę świętości i wpływ na politykę. Tym dla Bliskiego Wschodu jest zagadka zniknięcia 47 lat temu imama Musy as-Sadra

Kassem Hamadé, szwedzki dziennikarz, 14 lat temu pospieszył do Libii relacjonować wojnę domową, która zachwiała dyktaturą Mu’ammara al-Kaddafiego. Pracował w Trypolisie, a gdy fronty zaczęły się przesuwać w pobliże miasta i na ulicach zapanował chaos, jeden z lokalnych informatorów miał go skierować do tajnej kostnicy w pobliżu miejscowego szpitala.
Zaprowadzono go do pomieszczenia, w którym znajdowały się chłodnie ze zwłokami; Hamadé naliczył 16 ciał mężczyzn oraz jedno dziecka, wszyscy byli od dawna martwi. Szwedzkiego reportera szczególnie interesowały jedne zwłoki. – Gdy tylko pracownik kostnicy otworzył komorę, natychmiast uderzyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, z kształtu twarzy, koloru skóry i włosów ten mężczyzna przypominał Musę as-Sadra. A po drugie, ten człowiek został zabity – twierdzi po latach reporter. Rana nad lewym okiem wskazywała, że mężczyźnie strzelono w głowę lub zadano silny cios, który rozłupał mu czaszkę.
Hamadé zrobił kilka zdjęć i zdołał wyskubać z ciała mężczyzny kilka włosów, które postanowił przekazać do analizy DNA. I zrobił to powrocie z Libii, tyle że koronny dowód w sprawie – przekazany ludziom, którzy dziś uważają się za spadkobierców as-Sadra – zaginął w niejasnych okolicznościach.

