Kraj pęknięciem podzielony

Teoretycznie kohabitacja prawicowego prezydenta z liberalnym premierem powinna otworzyć przed Polską szansę na arenie międzynarodowej. Karol Nawrocki bierze na siebie relacje z USA, w których jest tak wiele do zdziałania, że roboty i tak miałby aż nadto. Z kolei Donald Tusk skupia się na pracy w UE, która wciąż jest rządzona przez odchodzących liberałów. Nie musiałoby być między nimi miłości, wystarczyłoby, by nie wchodzili sobie w paradę. Mogliby sobie pozwolić nawet na uszczypliwości, jeśli nie wynosiliby ich na zewnątrz. Na międzynarodowej arenie mogliby odgrywać bardzo szorstką, ale jednak przyjaźń.
Jednak taki układ nie jest możliwy w realiach gorącej polaryzacji. Politycy z obu stron ideowej barykady – starego liberalizmu oraz nowej prawicy – krytykują się w ostrych słowach, także w odniesieniu do spraw zagranicznych, a na dodatek często robią to na forum międzynarodowym. Choćby na platformach społecznościowych, które stały się przestrzenią debaty o zasięgu globalnym.
Nawet jeśli zgodna kohabitacja, przynajmniej w sprawach międzynarodowych, to marzenie ściętej głowy, to i tak rywalizacja między małym a dużym pałacem zaczyna wymykać się spod kontroli. Słowa europosła PiS Adama Bielana, że premier Donald Tusk stał się persona non grata w Białym Domu, powinny włączyć wszystkie dzwonki alarmowe. Politycy przekroczyli linie, których nigdy nie powinni przekraczać. Na tle tych słów bledną nawet niemądre filmiki sprzed Białego Domu, kręcone przez szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego.

