Tak też mogłoby być
Dobra, „prawdziwa” historia alternatywna musi spełniać zasadniczy warunek: nie wystarczy wymyślić ciekawego obrotu wydarzeń, trzeba jeszcze, by ów obrót mógł zaistnieć

Historia alternatywna zawsze jest atrakcyjna. Ale niezależnie od tego, jak atrakcyjny (czy przerażający) niedoszły wariant obrotu wydarzeń przedstawia, daleko nie zawsze jest historią alternatywną dobrą – w sensie intelektualnie usprawiedliwioną. Otóż dobra, „prawdziwa” historia alternatywna musi spełniać zasadniczy warunek: nie wystarczy wymyślić ciekawego obrotu wydarzeń, trzeba jeszcze, by ów obrót mógł zaistnieć. To znaczy, by ktoś, jakiś decydent czy decydenci, w jakimś uznanym przez nas za dziejowo przełomowy momencie rzeczywiście rozważali podjęcie decyzji, która odpaliłaby alternatywny łańcuch wydarzeń, i jak najbardziej mogli ją podjąć, ale nie podjęli.
Na przykładzie: nie byłaby dobrą, „prawdziwą” np. taka historia alternatywna, w której Katarzyna Wielka po dojściu do władzy, zamordowaniu męża i uczynieniu Poniatowskiego królem Polski wychodzi za niego za mąż. Nie byłaby, bo choć przez moment na europejskich dworach uznawano taką możliwość za realną, na salonach oświeconych intelektualistów wręcz zachwycano się perspektywą wspólnych rządów nad obu państwami światłej pary, a w Turcji tejże perspektywy bano się i uważano za śmiertelne zagrożenie, to wiemy, że sama Katarzyna nawet przez chwilkę nie zastanawiała się nad taką ewentualnością. Czy też: nie byłaby dobrą, intelektualnie usprawiedliwioną historia alternatywna, w której w 1944 r. alianci zachodni wymuszają na Stalinie uszanowanie suwerenności Polski, np. wstrzymując dopływ pomocy wojskowej. Bo wiemy, że w Waszyngtonie ani w

