Państwowy przekładaniec
Okazjonalne wszczepianie bajpasów instytucjonalnych nie może być długofalową strategią rządzenia. Spróbujmy raczej z całej masy różnych części złożyć żywy organizm państwowy. W przeciwnym razie Polska niepodległa pozostanie tylko projektem

Narodowe Święto Niepodległości skłania do refleksji nad instrumentami służącymi do realizacji tej wzniosłej idei. Jednym z tych instrumentów jest szeroko zakrojona reforma instytucji państwa. Zerwana ciągłość instytucjonalna Polski sprawia jednak, że budowanie realnej niepodległości wymaga czegoś więcej – czegoś znacznie bardziej ryzykownego.
Idea reformy odnosi się w naszym kontekście do zespołu działań naprawczych mających sprawić, że niepodległość Polski nie będzie jedynie postulatem ujętym w ramy prawne, lecz faktem. W praktyce znaczy ona bowiem tyle, że nasza zbiorowość, zorganizowana w postać państwa, będąc częścią światowej sieci zależności, ma w tej sieci jakiś (możliwie duży) zakres sprawstwa. Formalna niepodległość nie oznacza bowiem z automatu niepodległości faktycznej.
Reforma nie jest rewolucją i działaniem doraźnym. Jest codziennym rzemiosłem rządzenia (pojęcie to zapożyczam od red. Marcina Giełzaka); a więc czymś z gruntu konserwatywnym. Sprzeciwia się bowiem nagłym zmianom, które zrywają ciągłość instytucjonalną. Co jednak wówczas, gdy tej ciągłości brak, państwo formalną niepodległość odzyskuje, a realne sprawstwo musi dopiero zbudować?
Zmienne losy reformy w III RP
Idea zmiany miała różnorakie przygody w III RP. Reformy Leszka Balcerowicza, pomimo pewnych aspektów rewolucyjnych, zasługują istotnie na miano reformy jako wytworu konsensusu politycznego pomiędzy częścią elity postsolidarnościowej a depozytariuszami dziedzictwa PRL. Ten problematyczny konsensus sprawił, że do pełnej – i rewolucyjnej – liberalizacji gospodarki nigdy nie doszło. Musiałoby to bowiem znaczyć również odłączenie nomenklatury od wpływów, informacji i zasobów. Do idei całościowej reformy państwa wrócił rząd Jerzego Buzka, ale potem znów poodkręcał, co się dało, rząd Leszka Millera. Przykład likwidacji kas chorych i utworzenia molocha NFZ najlepiej ilustruje, w czym rzecz.

