Jak irlandzkie leki stały się sednem sporu handlowego USA i Unii
Z daleka widać gorzej. Z bliska widać lepiej. Patrząc z daleka, można się dziwić, po co prezydent Donald Trump rozpoczął twarde negocjacje w sprawie ceł z Unią Europejską. Patrząc z bliska, przestaje to dziwić. Kluczowa w sporze jest Irlandia. Z pozoru Zielona Wyspa nie należy do ekonomicznego serca integracji europejskiej. Leży trochę na uboczu i ma zupełnie inną specyfikę gospodarczą niż postprzemysłowe potęgi Unii kontynentalnej: Niemcy, Francja czy nawet Polska. Jednocześnie to właśnie Irlandia jest winowajcą dużego (150 mld dol. rocznie) deficytu handlowego Stanów Zjednoczonych w relacjach ze Wspólnotą. Z powodu tego deficytu Trump zdecydował się kopnąć w stolik transatlantyckiego ładu handlowego, grożąc Europie cłami w wysokości 200 proc.

