II RP na wakacje. Pomorze
W międzywojniu chciano uczynić Bałtyk popularnym kierunkiem wakacyjnym Polaków. Nie tylko z uwagi na uroki nadmorskiego wypoczynku

Nie wiadomo, czy Bernard Newman był zwyczajnym podróżnikiem, czy szpiegiem. Pewne jest, że początek jego pobytu w Polsce w 1934 r. nie należał do najprzyjemniejszych. Po wylądowaniu w gdańskim porcie ruszył na rowerze w stronę miasta, od którego chciał zacząć wędrówkę. Zanim tam dotarł, na drodze stanął mu jednak niemiecki policjant, który wyjaśnił przybyszowi, że jadąc po drodze dla pieszych, złamał prawo i dostanie mandat. Sytuacja wydawała się beznadziejna, kiedy nagle pechowego Anglika uratował inny policjant… jadący rowerem po drodze dla pieszych. Widok stróża prawa ostentacyjnie łamiącego przepisy odebrał jego koledze przekonanie, że może ukarać cudzoziemca. Newman spokojnie odjechał w stronę Gdańska.
„Dobrą godzinę stałem na moście spinającym brzegi Motławy, zafascynowany życiem toczącym się obok i pode mną” – pisał później. Zachwycał się starymi domami i spichlerzami stojącymi nad oboma brzegami rzeki, podziwiał wiekowego Żurawia. „Nad samą Motławą można by zrobić dobry tuzin fotografii – skrzętne życie na rzece, niewielkie łodzie parowe (pinasy), trampy oceaniczne i krzepkie holowniki ciągnące sznury wielkich barek – na tle kamienic ze szczytami, które w średniowieczu były rezydencjami możnych kupców, lub też lśniących bielą i czernią spichlerzy, reprezentujących niegdyś bogactwo Gdańska”.

