Śmierć muzycznego oporu
Era Donalda Trumpa nie doczekała się własnych protest songów. I trudno się dziwić – wielu słuchaczy szuka dziś w muzyce ucieczki, a nie krytycznych analiz rzeczywistości

3 października Zach Bryan, piosenkarz country i weteran marynarki wojennej, opublikował na Instagramie fragment swojego nowego utworu „Bad News”. W minutowym urywku muzyk śpiewa o funkcjonariuszach służby imigracyjnej (ICE), którzy „wyważą twoje drzwi”, a dzieci pozostawią „przestraszone i samotne”. Reakcja administracji była natychmiastowa. Nadzorująca ICE sekretarz bezpieczeństwa krajowego Kristi Noem powiedziała w jednym z podcastów, że piosenka jest głęboko obraźliwa nie tylko dla organów ścigania, lecz także „dla całego kraju i wszystkich, którzy walczyli o naszą wolność”.
Zach Bryan to jedna z największych gwiazd muzyki country w Stanach Zjednoczonych. Kilka tygodni przed aferą ustanowił rekord w sprzedaży biletów – jego koncert na Michigan Stadium przyciągnął ponad 112 tys. fanów. Pochodzący z wojskowej rodziny wokalista przez osiem lat służył w U.S. Navy, a swoje pierwsze piosenki nagrywał w koszarach na iPhone'a. W 2011 r. został honorowo zwolniony ze służby, by poświęcić się karierze muzycznej. Do jego fanów należą m.in. Elton John czy Bruce Springsteen, z którym nagrał nawet wspólny utwór.
Dla byłego żołnierza zarzuty Noem były wyjątkowo dotkliwe, ale Bryan odpowiedział powściągliwie. Przekonywał, że w „Bad News” opowiada nie tyle o polityce, ile „o tym, jak bardzo kocha ten kraj i jego mieszkańców”. Zaapelował do słuchaczy, by poczekali na cały utwór, dodając, że używanie go jako broni „jedynie dowodzi, jak bardzo jesteśmy podzieleni”. Fakt, że minuta piosenki wywołała tak wielką wrzawę, jest znamienne dla Ameryki czasów Trumpa – każde nawiązanie do polityki natychmiast zostaje odczytane jako opowiedzenie się po jednej ze stron konfliktu.

