Cukrzyca to nie wyrok
Przy hipoglikemii w głowie pojawiają się mroczne myśli, więc robię wszystko, żeby nie pozwolić na spadek cukru poniżej bezpiecznej granicy. Jak dotąd nigdy nie zszedłem z trasy, choć każdy bieg to walka. Ale to też jest powód, dla którego biegnę: żeby udowodnić, że choroba mnie nie złamała i nie zdefiniowała

Z Przemysławem Warzechą rozmawia Katarzyna Kazimierowska
Ma pan na koncie potrójnego Ironmana, dwudobowy bieg na 230 km, a ostatnio kaliską setkę, czyli ultramaraton na dystansie 100 km. Proszę mi powiedzieć, jak to się robi, bo człowiek bez obciążeń chorobowych, zdrowy i w pełni sił nie dałby rady, a pan ma przecież cukrzycę typu 1. To choroba autoimmunologiczna, w wyniku której trzustka przestaje podawać insulinę, trzeba ją przyjmować zewnętrznie.
Bieganie to proces i te ultramaratony nie wzięły się z powietrza. Zaczynałem przygodę z bieganiem od 3, 5 km i coraz wyżej stawiałem sobie poprzeczkę. W 2018 r. zrobiłem pierwszy maraton, potem przyszedł bieg na 50 km. Gdy pobiegłem 84 km, to przepadłem, poczułem, że już nic mnie teraz nie zatrzyma, że mogę przebiec wszystko, wszędzie i kiedy tak naprawdę będę chciał.
Jak wygląda bieganie z „jedynką”? Bo to nie tylko przygotowanie fizyczne, lecz także kontrola glikemii – cukrzyca typu 1 to choroba związana z zaburzeniem metabolicznym, co oznacza, że organizm sam nie reguluje poziomu cukru we krwi, jak u zdrowej osoby. Pytam, bo gdy 25 października przebiegł pan kaliską setkę, w poście po tym wydarzeniu napisał pan tak: „na 93 km dopadło mnie hipo, cukier 49. W tym stanie to była tragedia – czułem się, jakbym był w piekle. Przeciągnąłem jedno okrążenie za długo, mimo że sensor już wcześniej alarmował, że trzeba jeść. Pół pętli wracałem z bardzo dalekiej podróży… ale udało się!”. Hipo to hipoglikemia, czyli spadek poziomu cukru we krwi poniżej 70 mg/dl, niebezpieczny dla organizmu. Jeśli w takiej sytuacji szybko nie poda się glukozy w dowolnej postaci, człowiek może zemdleć.

