Artykuł
20 minus 1
Szczyt G20 odbył się na indonezyjskiej wyspie Bali
Bon mot Wołodymyra Zełenskiego, który przemawiając do uczestników szczytu G20 na Bali, określił obradującą grupę jako „G19”, niesłusznie przeszedł prawie bez echa, a trafnie obrazuje sytuację: dla Rosji nie ma tam już miejsca
Liderzy polityczni najbogatszych państw świata spotkali się na początku tygodnia w Indonezji, sprawującej aktualnie rotacyjne przewodnictwo grupy G20. Poza Joem Bidenem, Xi Jinpingiem, Olafem Scholzem, Narendrą Modim czy Emmanuelem Macronem obecni byli też m.in. przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Razem reprezentowali 80 proc. światowego PKB, 75 proc. handlu międzynarodowego i 60 proc. ludności.
Gospodarze zapraszali też Władimira Putina, ale wobec licznych protestów dyplomacji państw demokratycznych, a zwłaszcza spodziewanych gestów ostentacyjnego bojkotu – rosyjski prezydent ostatecznie stchórzył i przysłał techniczną delegację pod wodzą ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. Zełenski – w charakterze zaproszonego gościa, bo Ukraina członkiem G20 nie jest – wziął za to czynny udział w szczycie (choć ze zrozumiałych względów zdalnie). I skorzystał z okazji, by wbić bolesną szpilę agresywnemu sąsiadowi.
Oddanie głosu prezydentowi Ukrainy wynikało zarówno z woli zademonstrowania solidarności z narodem ukraińskim, od wielu miesięcy (a tak naprawdę od lat) pozostającego ofiarą nielegalnej napaści, jak i z chęci wielu polityków, by z pierwszej ręki poznać stanowisko Kijowa co do możliwości zawarcia rozejmu lub pokoju. Przedłużająca się wojna i jej pośrednie konsekwencje rujnują bowiem gospodarki wielu państw świata, zmuszając je do mierzenia się z sankcjami, zakłócając łańcuchy dostaw i wpływając na wzrost cen kluczowych surowców. Nic więc dziwnego, że temat konfliktu rosyjsko-ukraińskiego zdominował tegoroczny szczyt.
W cieniu wojny
Grupa jednogłośnie przyjęła w środę deklarację, w której większość członków potępiła wojnę w Ukrainie i rosyjską agresję, która „powoduje (…) ogromne ludzkie cierpienie i pogłębia istniejące słabości gospodarki światowej”. Zażądano też jej przerwania. W ramach kompromisu wskazano, że „były też inne poglądy i różne oceny sytuacji i sankcji”. Ważną częścią dokumentu stało się potępienie ewentualnego użycia broni nuklearnej, a nawet stosowania takich gróźb, co trudno interpretować inaczej niż jako mocną sugestię pod adresem Moskwy. „Konieczne jest przestrzeganie prawa międzynarodowego i wielostronnego systemu, który chroni pokój i stabilność. Obejmuje to obronę wszystkich celów i zasad zapisanych w Karcie Narodów Zjednoczonych oraz przestrzeganie międzynarodowego prawa humanitarnego” – dodano.