Artykuł
I tylko cisza
Marek Michalak rzecznik praw dziecka w latach 2008–2018, pedagog specjalny, działacz społeczny, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, kanclerz Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu
Odchodząc z urzędu, zostawiłem kompleksowy projekt nowego kodeksu rodzinnego. Nikt się nim nie zainteresował
Z Markiem Michalakiem rozmawia Paulina Nowosielska
Jak zareagowałby pan na wieść o tragicznych losach Kamila z Częstochowy, gdyby nadal był pan rzecznikiem praw dziecka?
Nie chodzi jedynie o reakcję po tragedii. Ona powinna być znacznie wcześniej. Sytuacji pokazujących, że w polskiej rzeczywistości dzieciom dzieje się krzywda, nie brakuje. Nie brakowało ich także przed tragedią, która wydarzyła się w Częstochowie. Dlatego niezmiennie od lat uważam, że trzeba mocno domagać się, wręcz żądać, stworzenia Narodowej strategii walki z przemocą wobec dzieci. Musimy mieć ustawę mówiącą o analizie każdego przypadku, wyciąganiu wniosków nie tylko w jednostkowej sprawie, ale pod kątem funkcjonowania całego otoczenia dziecka, organizacji, instytucji, przepisów.
Raz jeszcze – co pan by zrobił?
Ze wszech miar zabiegałbym o tworzenie i uszczelnianie całego systemu ochrony, profilaktyki, wsparcia i zabezpieczenia szeroko pojętego dobra dziecka. Przypomnę, że odchodząc z urzędu, przedstawiłem prezydentowi, premierowi, parlamentowi, szefom wszystkich partii politycznych kompleksowy projekt nowego kodeksu rodzinnego. Jego nadrzędnym przesłaniem jest upodmiotowienie dziecka, wzmocnienie jego pozycji w rodzinie, konkretna ochrona jego praw. Chciałem m.in., by „władzę rodzicielską” zastąpiła „odpowiedzialność rodzicielska”. Proponowałem, by do naszej przestrzeni prawnej wprowadzono instytucję adwokata dziecka – osobę, która jest profesjonalistą, a w sytuacjach urzędowo-sądowych reprezentuje interesy dziecka, nie dorosłych. A w sytuacji, gdy dziecku może dziać się krzywda ze strony bliskich, opiekunów, miałaby wpływ na dalsze postępowanie. Nie byłoby ryzyka, że dziecko jest jedynie tłem do decyzji, które zapadają. Nie byłoby również sytuacji, że nikt w toku podejmowanych w sprawie rodziny z Częstochowy działań nie zadał sobie trudu rozmowy z chłopcem, wysłuchania jego zdania. Kolejna rzecz, która z niewiadomych powodów wciąż czeka, a