Inwazja osiemsetplusów
Polska jest już bogatym krajem Zachodu. Takie wnioski płyną nie tylko z analizy danych o naszej sile nabywczej czy historii imigrantów zarobkowych, którzy przybywają nad Wisłę tak ze wschodu, jak i z innych państw członkowskich Unii Europejskiej. Odnoszę wrażenie, że również zakończona przed trzema tygodniami kampania wyborcza dostarcza potwierdzenia tej tezy.
Skąd taka obserwacja? Od kiedy pamiętam, przed wyborami politycy zasypywali obywateli przeróżnymi obietnicami. Do tego stopnia, że wielu ekspertów z przerażeniem śledziło kolejne kampanie, szykując się na trudną do powstrzymania spiralę wydatków publicznych. Nie twierdzę, że w ostatnich wyborach szumne postulaty się w ogóle nie pojawiały. Chodzi bardziej o to, że spora część kandydatów, ze Sławomirem Mentzenem na czele, obiecywała coś zgoła przeciwnego. Na spotkaniach w Polsce powiatowej zapewniali uczestników, że nie tyle im coś dadzą, ile raczej nie będą im nic zabierać. Choć wielu spodziewało się, że te wybory rozstrzygną się wokół tematyki „twardego” bezpieczeństwa, dużo ważniejszą rolę odegrała kwestia czegoś, co nazywam „bezpieczeństwem marzeń”. Marzeń, które Polacy chcą realizować na własną rękę, za swoje pieniądze i na swoją odpowiedzialność. Aż sam się dziwię, że żaden z głównych kandydatów nie szedł do wyborów z hasłem „Polska naszych marzeń” lub podobnym, bo wielu właśnie do tej emocji odwoływało się w swojej retoryce.




