Masa upadłościowa czy depozyt?
Musimy zdecydować: czy traktujemy dziedzictwo Zachodu, w tym Polski, jako resztki minionej świetności, które otoczymy płotem i okopiemy się z nimi niczym w oblężonej twierdzy, czy zaoferujemy je światu jako ziarno, które może jeszcze przynieść nowe plony

Kardynałowie, którzy wybrali obywatela obu Ameryk Roberta Prevosta na papieża, wykazali się mądrością, której często brakuje politykom i – przykro to przyznać – nam wszystkim, tj. społeczeństwom państw demokratycznych. To nawet nie jedna mądrość, lecz dwie. Pierwsza polega na tym, że książęta Kościoła nie poddali się presji medialnych „sondaży” i nie pozwolili sobie na to, aby ich myślenie zostało zdeterminowane przez listy tzw. papabili, za pomocą których media starały się od miesięcy kreować rzeczywistość. Postanowili oprzeć się na własnym, wewnętrznym rozeznaniu sprawy, jeśli nie w jawnej kontrze, to w każdym razie z obojętnością w stosunku do tego, co rozmaici kreatorzy opinii publicznej starali się im wmówić.
Lekcja z długiego trwania
Druga mądrość w tym, że w tym procesie rozeznania sytuacji Kościoła byli w stanie dostrzec dwa z pozoru przeciwstawne fakty i wyciągnąć wspólną z nich lekcję. Fakt bardziej oczywisty i szeroko dyskutowany jest taki, że rozwój Kościoła w coraz większym stopniu zależy od tzw. peryferii – od Afryki, dalekiej Azji, a nawet Indii. Mniej oczywiste jest – tak przynajmniej interpretuję decyzję kardynałów zarówno w czasie ostatniego, jak i poprzedniego konklawe – że szeroko pojęty Zachód ma jednak wciąż dużo do zaoferowania, jeśli chodzi o dorobek intelektualny Kościoła. Chodzi tu zarówno o teologię, myśl społeczną i prowadzony gdzieś na marginesach dialog z nauką (tu choćby inicjatywa Word and Fire znanego amerykańskiego biskupa Roberta Barrona), jak i wiedzę praktyczną z




