Możemy uciec przed emerytalną biedą
14,41 proc.! Rekord! Krzyczą tytuły i leady artykułów, opisujących, ile wyniesie przeprowadzona w tym miesiącu przez ZUS waloryzacja naszych składek emerytalnych. Obyśmy nie dali się zwieść magii tych liczb. Obecna waloryzacja będzie sowita, ale nawet ona nie pomoże nam, zwłaszcza kobietom, uniknąć niskich świadczeń na starość, jeśli sami nie zatroszczymy się już teraz o naszą emerytalną przyszłość.
Brutalnie prosty algorytm
Z lat 1998–1999, gdy wdrażano nowy system emerytalny, zapewne najlepiej pamiętamy reklamy OFE pokazujące, jak będziemy na stare lata leżeć pod palmami. Była to nieźle zrobiona kampania, choć jej przekaz pozostawia wiele do życzenia. Najważniejsza zmiana wprowadzona wtedy w naszym systemie dotyczyła zupełnie innego obszaru niż utworzone wtedy OFE: to przejście z systemu zdefiniowanego świadczenia na system zdefiniowanej składki. Brzmi to dość technicznie, ale sprawa nie jest skomplikowana.
Do 1998 r. ZUS, zawiadujący największym systemem emerytalnym (oprócz niego mamy odrębny system rolników, służb mundurowych i resortu sprawiedliwości), wyliczał świadczenia w sposób w dużej mierze definiowany przez doraźne, polityczne decyzje. Ważne były np. wysokość tzw. kwoty bazowej, przeliczniki lat składkowych i nieskładkowych (wynosiły odpowiednio 1,3 i 0,7, choć nie wiadomo, dlaczego akurat tyle). Emerytura mogła być pochodną z zaledwie 10 lat naszych zarobków. Dawało to nie najgorsze świadczenia w stosunku do zarobków, a sposób ich kalkulowania był dość arbitralny.




