Zahamować polską rusofobię
Przez długi czas Polska nie zajmowała ważnego miejsca w kremlowskiej propagandzie. „Dlaczego my, światowe mocarstwo, mamy sobie zadawać trud myślenia o kimś tak nieważnym jak wy?” – zdawali się mówić Rosjanie.
Zmieniło się to w grudniu 2019 r., kiedy Władimir Putin w ciągu dziewięciu dni wypowiedział się o Polsce pięć razy, dwukrotnie – bardzo długo. Sformułował wtedy rdzeń narracji historycznej dotyczącej naszego kraju i określił jej dyżurne tematy (rzekome współdziałanie z Hitlerem w okresie międzywojennym, odmalowywanie ambasadora RP w Berlinie Józefa Lipskiego niemal jako pomysłodawcę Holocaustu, spiskowanie z Niemcami przeciw ZSRR itd.). Jako ówczesny dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie dobrze pamiętam mrożący efekt, jaki te wystąpienia wywołały u rosyjskich partnerów.
Zaraz po wybuchu wojny w państwowych mediach pojawił się wątek polskich najemników w Ukrainie. Według propagandowego przekazu było ich mrowie. Na niektórych odcinkach frontu to na Polakach miał spoczywać główny ciężar operacji. To przede wszystkim oni zajęli część obwodu kurskiego, popełniając tam ogromną liczbę zbrodni na cywilach i jeńcach. Nie powinno to jednak dziwić – przecież nieustannie są pod wpływem narkotyków. Nie potrzebują snu ani jedzenia, walczą nieprzerwanie przez całe dni, aż w końcu padają i umierają z wyczerpania, którego i tak nie czuli. Wielokrotnie zadawałem rosyjskim „patriotom” w internecie pytanie: skoro polskich najemników jest w Ukrainie aż tylu, to dlaczego w waszej telewizji nie pokazano dotąd wywiadu z żadnym jeńcem? Odpowiedzi nigdy nie otrzymałem.

