Czy sztuka potrzebuje parytetów
Dlaczego artystek w historii – a przynajmniej w kanonie – było mniej niż artystów, czy mężczyźni są wciąż nadreprezentowani w muzeach i galeriach? I czy w ogóle istnieje sztuka kobieca?

Niemal każdy tekst poświęcony nieobecności kobiet na kartach podręczników do historii sztuki zaczyna się od wspomnienia (choć już raczej bez cytowania) opublikowanego w 1971 r. przełomowego eseju Lindy Nochlin pt. „Dlaczego nie było wielkich artystek?”. „Feministka, słysząc tak sformułowane pytanie, od razu połyka przynętę, haczyk, a nawet całą żyłkę ze spławikiem: przywołuje znane z historii przykłady cenionych lub niedostatecznie docenionych artystek; rehabilituje skromne, ale nie mniej interesujące dorobki artystyczne; na nowo «odkrywa» zapomniane malarki kwiatów czy naśladowniczki Davida” – pisze Nochlin. „Sedno leży w tym, że wedle naszej wiedzy nie było naprawdę wielkich artystek, choć było wiele artystek interesujących i bardzo dobrych, których dorobek nie został dostatecznie zbadany i doceniony. Tak jak nie było, niezależnie od naszych chęci, wspaniałych litewskich pianistów jazzowych czy tenisistów Eskimosów” – czytamy w eseju. Co zatem zaważyło na braku wielkich artystek w poprzednich epokach? Zdaniem Nochlin winę za to ponoszą m.in. społeczne oczekiwania formułowane wobec kobiet oraz brak odpowiednich warunków do rozwoju kobiecego geniuszu na miarę Leonarda da Vinci. Ograniczeniem był np. zakaz oglądania przez kobiety nagiego modela pozującego do aktu – uważanego za jedną z najwyższych form malarskiego rzemiosła. W opublikowanym w 2006 r. eseju „Dlaczego nie było wielkich artystek? Trzydzieści lat później” Nochlin przekonuje, że dziś „większość przedstawicieli świata sztuki nie przejmuje się aż tak bardzo tym, co jest, a co nie jest wielkie”, zaś „wielkość” i „geniusz” przestały być miarami adekwatnymi do oceny sztuki.


