Wojna z terroryzmem à la Trump
Amerykańskie wojsko atakuje łódki, które ponoć służą przemytowi narkotyków, administracja oskarża prezydenta Wenezueli, że stoi na czele kartelu, a świat coraz głośniej mówi o bezprawiu, jakiego dopuszczają się Stany Zjednoczone

W niedzielę, 16 listopada, największy na świecie lotniskowiec USS „Gerald R. Ford” wypłynął na Morze Karaibskie z 4 tys. marynarzy i dziesiątkami maszyn wojskowych na pokładzie. Jego przybycie domyka największe rozmieszczenie amerykańskich sił w regionie od czasu kryzysu kubańskiego w 1962 r. Na miejscu stacjonuje już łącznie 14 tys. żołnierzy wspieranych przez okręty desantowe, krążownik rakietowy, bombowce, niszczyciele i samoloty szturmowe. Oficjalna misja: „likwidacja transnarodowych organizacji przestępczych i zwalczanie narkoterrorystów”.
Administracja Donalda Trumpa utrzymuje, że cały ten arsenał jest konieczny, by powstrzymać przemyt fentanylu i kokainy do Stanów Zjednoczonych, ale to wytłumaczenie nie przekonuje już nikogo. Nasilają się spekulacje, że to preludium do lądowej inwazji na Wenezuelę i obalenia reżimu Nicolasa Maduro, oskarżanego o tłumienie opozycji i fałszowanie wyborów. „Lotniskowiec jest kompletnie bezużyteczny w walce z narkotykami. Myślę, że to sygnał mający przede wszystkim zwiększyć presję na Caracas” – stwierdziła analityczka International Crisis Group Elizabeth Dickinson.
Od początku września amerykańskie wojsko zniszczyło na Morzu Karaibskim i wschodnim Pacyfiku 22 łodzie, które miały służyć przemytowi, zabijając co najmniej 83 ludzi. Sekretarz obrony Pete Hegseth określa te ataki mianem „śmiercionośnych uderzeń kinetycznych”. Na swoich profilach w mediach społecznościowych zamieszcza nagrania z kolejnych eksplozji. „Znajdziemy i wyeliminujemy KAŻDĄ łódź, która szmugluje narkotyki do Ameryki, by zatruwać naszych obywateli” – napisał na X. „Zachodnia półkula to amerykańskie sąsiedztwo – i będziemy go bronić” – dodał. Większość ataków przeprowadzono za pomocą dronów MQ-9 Reaper uzbrojonych w rakiety Hellfire.


