Ułuda polityki deklaracji
Nasi politycy zbyt często robią politykę zagraniczną, żeby pokazać nam miraże, a nie żeby tworzyć przestrzeń skutków

Do Macieja Zakrzewskiego, politologa oraz autora książki o najciekawszym „think tanku” przedwojennej Polski, napisałem liścik pełen biadolenia: „Panie doktorze, znowu. Znowu Polska znalazła się na zakręcie. Najpierw myśleliśmy, że wsiedliśmy do autobusu z napisem «Wycieczka do Europy». Dość szybko wyrobiliśmy sobie nawet opinie prymusa, a okresowo nawet Ważnego Niegrzecznego Chłopca, który (już za chwilę) podyktuje warunki dalszej jazdy. W przerwach na papierosa robiliśmy selfiki z Amerykanami. Byliśmy bezpieczni, a PKB rosło jak ciasto drożdżowe, zaś naszym głównym problemem była polaryzacja i zjazd intelektualny czołówki polskich polityków – ale kto nie ma dziś podobnego problemu? I chyba cały ten nasz piękny świat w ciągu kilku dni okazuje się projekcją. Bezpiecznie było. A jest, za przeproszeniem, ciekawie. Jak odnaleźć się na nowo? Nie liczę na to, że we dwóch uratujemy Polskę, ale coś zrozumieć byłoby jednak warto...”. I porozmawialiśmy.
Z Maciejem Zakrzewskim rozmawia Jan Wróbel
Sporo czasu minęło, odkąd po raz ostatni „ze spuszczoną głową powoli szedł polski żołnierz z niewoli”. Prawdę mówiąc, pokolenie, które weszło w dorosłość po 1989 r., miało prawo myśleć, że ten wiersz Broniewskiego nikomu się już nie przyda, chyba że na akademii szkolnej.


