Sprawa narodów
Choć kolaboracja istniała od starożytności, nazywanie jej w ten sposób jest wynalazkiem względnie nowym, a piętnowanie trwa od zaledwie stu lat
Zanim Jan Sobieski został królem Polski i pogromcą Turków pod Wiedniem, był zdrajcą. Ale tylko w naszym rozumieniu. W trakcie II wojny północnej, lepiej znanej jako potop szwedzki, duża część szlachty przeszła na stronę Szwedów. W tej grupie znalazł się Sobieski, który nawet złożył hołd wierności Karolowi X Gustawowi. Jednak gdy natrafiła się okazja, wrócił w szeregi wojsk polskich. Wtedy nikogo to nie szokowało. Zmienianie stron konfliktu uważano wówczas bowiem za coś normalnego.
W ciągu kolejnych 150 lat wielu Polaków wejdzie w bliską współpracę z wrogami Rzeczypospolitej, a później z jej zaborcami. Wincenty Krasiński, ojciec Zygmunta i dowódca szwoleżerów spod Somosierry, w okresie Królestwa Polskiego będzie wiernym wykonawcą rozkazów cara rosyjskiego i przeciwnikiem Powstania Listopadowego. Hrabia Aleksander Wielopolski, w 1831 r. poseł na sejm powstańczy, swoimi próbami rozbicia konspiracji antycarskiej doprowadzi do wybuchu Powstania Styczniowego. Tysiące osób budowało w okresie zaborów swoje majątki, robiło kariery.
Sytuacje, gdy część społeczeństwa podejmowała współpracę z wrogiem, nie były w historii niczym dziwnym. Starożytni Rzymianie zmuszali do tego podbite plemiona, np. Galów, a Grecy w trakcie konfliktów nie mieli problemów ze zmienianiem sojuszy. Alkibiades, ateński strateg, w okresie wojny peloponeskiej najpierw walczył po stronie swojego rodzinnego miasta, potem służył Spartanom, aby ostatecznie wrócić do Aten.