Chronić klimat bez klimatycznego imperializmu
Utrzymywanie przy życiu instytucji, które mogą jeszcze się przydać w czasach lepszej politycznej koniunktury, i zabezpieczanie elementarnej spójności globalnego formatu negocjacji – to najwięcej, na co mogą liczyć w nowych realiach dyplomaci i aktywiści zajmujący się klimatem. W świecie, który coraz bardziej odbiega od postulowanych scenariuszy wyhamowania globalnego ocieplenia, gotowość do ponoszenia ofiar na rzecz dekarbonizacji wydaje się wątlejsza niż kiedykolwiek w krótkiej historii tego nurtu międzynarodowej polityki. Czy kryzys, który dotknął w ostatnich latach dyplomacji klimatycznej, może jeszcze okazać się ozdrowieńczy?
Trzydziesty szczyt stron międzynarodowej konwencji o zmianie klimatu (COP30) odbył się równo 10 lat po uzgodnieniu przełomowego, jak się wówczas zdawało, porozumienia z Paryża. To w 2015 r. niemal cały świat zdecydował się na działania zmierzające do utrzymania w ryzach temperatur. Granicę wytyczono „wyraźnie poniżej 2 st. C” w stosunku do okresu sprzed ery nowoczesnego przemysłu. Celem uznanym za optymalny było ocieplenie 1,5-stopniowe, pozwalające,



