Żarcie i pranie
Świat dzieli się na tych, którzy korzystają z „cudu pralki”, i na tych, którzy wciąż muszą prać ręcznie
W czasach studenckich jeden z moich kolegów objaśniał, z miną znawcy, tajemnicę sukcesu przedsiębiorcy poprzez wskazanie branż, w których zawsze będzie popyt. Wymieniał jedzenie i sprzątanie jako potrzeby człowieka, które zawsze ktoś musi zaspokajać. I jakby to nie brzmiało śmiesznie, coś w tym jest.
O pierwszym pisał dużo Robert Fogel, chłopak z Odessy, który w USA najpierw został naukowcem, a potem nawet noblistą z ekonomii. Jednym z jego najbardziej znanych osiągnięć jest analiza, jak postęp technologiczny i poprawa warunków życia wpływały na długość życia, produktywność i strukturę czasu pracy. Fogel zajmował się historią gospodarczą, choć te słowa brzmią zupełnie niewspółmiernie do kreatywności oraz rygoru myślenia, który stosował. Przedstawił np. wyliczenia jakości diety (zawartości kalorycznej) w różnych stuleciach oraz na różnych kontynentach. Dieta przeciętnego trzydziestolatka we Francji w połowie XVIII w. nie przekraczała 600 kcal. Ten sam trzydziestolatek w połowie XIX w. miał do dyspozycji raptem 1 tys. kcal. Głód i brak składników odżywczych nawet w bogatych krajach Europy były przez dekady codziennością, a nie wyjątkiem (np. z powodu wojen czy plag). Dopiero w drugiej połowie XX w. przeciętny mężczyzna koło trzydziestki zaczął spożywać powyżej 2 tys. kcal dziennie, skutkiem czego ma realnie siły witalne, by pracować siłą tak mięśni, jak i szarych komórek.

