Alfabet kampanijny

A jak apartamenty

Pierwszy z kampanijnych problemów Karola Nawrockiego. Według ustaleń „Gazety Wyborczej” kandydat PiS, będąc dyrektorem gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej, miał korzystać nieodpłatnie z muzealnych pokoi gościnnych łącznie przez ponad 200 dni. Sprawie od lutego przygląda się prokuratura. W sprawie jest dużo nieścisłości, zaś sam Nawrocki zaprzecza ustaleniom „GW”, twierdząc, że wykorzystywał apartament do spotkań z gośćmi z zagranicy. Kilka miesięcy temu w jednej z telewizji zapytano mnie, jakie znaczenie będzie miała ta sprawa dla wyniku wyborów. Odparłem, że niewielkie. I bardzo się nie pomyliłem – dziś o apartamentach mało kto pamięta. Dużo większe wątpliwości budzi dziś kwestia innej nieruchomości (patrz: M – jak mieszkania).
B jak bezpieczeństwo
Gdy jesienią pytało się politologów, co zdominuje tę kampanię, jak jeden mąż wskazywali kwestie bezpieczeństwa. Skończyło się na tym, że w pierwszych miesiącach 2025 r. kampanii w Polsce właściwie nie było. Uwaga opinii publicznej skupiała się na zmianie władzy w Białym Domu, w tym na próbie zakończenia przez Donalda Trumpa rosyjsko-ukraińskiej wojny. Dziś bezpieczeństwo w kampanii zeszło na dalszy plan, szczególnie gdy na jaw wyszły afery mieszkaniowo-obyczajowe – dużo bardziej elektryzujące opinię publiczną. Nie mam jednak wątpliwości, że po 1 czerwca wrócimy w dyskusjach do stałych, bezpieczniackich tematów.
C jak centra integracji cudzoziemców
Rzecz wzięta na sztandary przez sztabowców PiS, aby uderzyć w rząd Koalicji 15 października. Jeśli ktoś chciałby przykład, czym jest obłuda w polityce, temat centrów integracji jest idealny. Otóż mamy do czynienia z sytuacją, w której to rząd Zjednoczonej Prawicy uruchomił pilotażowy program, aby zapewnić cudzoziemcom lekcje języka polskiego, pomoc prawną i psychologiczną oraz wsparcie integracyjne (w tym zajęcia o polskiej kulturze i historii). Posłużyć do tego miały właśnie centra integracji dla cudzoziemców legalnie przebywających w naszym kraju. Gdy zmieniła się władza, centra integracji stały się pożywką dla polityków PiS, aby atakować rząd Donalda Tuska, który zdecydował o kontynuowaniu programu. O tym, że jeszcze niedawno projekt promowała swoją twarzą pisowska minister Marlena Maląg już – zdaje się – nie pamiętają.

