Oby sprostał zadaniu
Efektywna kohabitacja z każdym możliwym rządem, zręczna gra na różnych fortepianach w polityce zagranicznej, mądre wsparcie reform armii i służb specjalnych to kluczowe wyzwania dla nowego prezydenta w nadchodzących, burzliwych czasach

W niedzielę wybierzemy „najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej Polskiej i gwaranta ciągłości władzy państwowej”, który ma stać „na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium”. Tak rolę prezydenta określa art. 126 Konstytucji RP. Nie ma tam nic o planowaniu nowych inwestycji publicznych, wsparciu małego i średniego biznesu lub ochronie rolników przed zewnętrzną konkurencją, reformowaniu systemu podatkowego i zmienianiu zasad waloryzacji emerytur, „troski o nasze zdrowie” ani zadań związanych z polityką klimatyczną, czyli tego wszystkiego, czym próbowali nas nęcić kandydaci podczas kampanii. To są kompetencje rządu, prezydent może zaś premiera i ministrów w tych kwestiach co najwyżej hamować albo poganiać, ale nie wyręczać. Tym bardziej do zadań głowy państwa nie należy zajmowanie się naszą moralnością czy życiem seksualnym oraz podejmowanie za obywateli kluczowych decyzji w tym zakresie.
Owszem, prezydent ma inicjatywę ustawodawczą, lecz los proponowanych przezeń aktów prawnych zależy od aktualnej większości parlamentarnej. Może próbować presji poprzez odwołanie się do opinii publicznej, nawet za pomocą oficjalnego orędzia. Może też próbować bezpośrednich negocjacji, np. uzależniając podpis pod ustawami promowanymi przez rząd od przyjęcia jego koncepcji w innych obszarach, a także ogłosić referendum – ale dotychczasowe doświadczenia ze stosowaniem wszystkich tych instrumentów nie wskazują, by siła polityczna głowy państwa była w takich sytuacjach znacząca. Konstytucja oraz ustawy szczegółowe wyraźnie nie sprzyjają bowiem prezydentowi jako architektowi polityki społeczno-gospodarczej. Podkreślają za to jego rolę w zakresie spraw zagranicznych oraz bezpieczeństwa.



