Zmęczony liberalizm
Nacjonalistom, socjalistom, konserwatystom oraz autorytarnym władcom udało się powstrzymać zmiany, nim zaczął się XX w.

Po raz kolejny Polska liberalna, mimo olbrzymiej mobilizacji, nie jest w stanie wygrać wyborów prezydenckich. Stała się mniejszością, choć uparcie nie chce przyjąć tego do wiadomości. Na tle reszty Europy to jednak nic nadzwyczajnego.
Choć liberalizm pozostaje najbardziej wpływowym nurtem politycznym w UE, widać, jak bardzo zmęczyły go problemy. Gloryfikujący go przywódcy i powiązane z nim elity nie potrafią zaś udowodnić, że stawiają czoło narastającym zagrożeniom. Tracą więc grunt pod nogami, bo wolne wybory stają się wrogiem liberalizmu. Promują bowiem jego przeciwników. A ci są tacy sami jak pod koniec XIX w.
Myśli na nowe czasy
„Zdawało się, że przeznaczeniem powstałej w Anglii zasady wolności jest jej rozprzestrzenianie się po całym świecie” – opisywał pochód liberalizmu w pierwszej połowie XIX w. Friedrich August von Hayek w „Drodze do zniewolenia”. Idee, na jakich się opierał nowy nurt polityczny, sformułowali wielcy wizjonerzy z Wysp Brytyjskich. Filozofowie i ekonomiści na czele z Johnem Locke’em, Davidem Hume’em, Richardem Cobdenem oraz Adamem Smithem. Ich koncepcje były reakcją na epokę, w której dominowały monarchie absolutne, a ludzie żyli w społeczeństwach podzielonych na stany.
Skostniałemu zamknięciu liberałowie przeciwstawiali ideę dania ludziom wolności. Oznaczała ona zniesienie przywilejów stanowych i zapewnienia wszystkim równości wobec prawa. W doskonałym świecie liberałów państwo winno gwarantować swobody polityczne i ekonomiczne, by każdy mógł się rozwijać, bogacić oraz być aktywnym na niwie publicznej. Nie przypadkiem w lipcu 1776 r. w deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych Thomas Jefferson zapisał: „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi prawo do życia, wolności i dążenia do szczęścia”.

