Artykuł
Błędne kalkulacje Zachodu
Ukraińska artyleria pod Bachmutem
Jeśli Rosja zajmie Ukrainę, następnie anektuje Białoruś i Mołdawię. A jednocześnie przekieruje wszystkie siły do prowadzenia wojny hybrydowej przeciwko Polsce, Rumunii i państwom bałtyckim
Z Krzysztofem Wojczalem rozmawia Maciej Miłosz
Już w 2019 r. przewidywał pan, że do 2022 r. Rosja zaatakuje Ukrainę lub wywoła dużą wojnę w regionie. Co pana najbardziej zaskoczyło w przebiegu konfliktu?
Brak odpowiedniego przygotowania ze strony Rosjan do przeprowadzenia operacji, na jaką się zdecydowali - w rezultacie czego bardzo szybko zużyli posiadane zasoby. Ukraińcy mieli sporo szczęścia, bo Moskwa miała potencjał do szybkiego odniesienia sukcesu.
A reakcja Zachodu pana nie zaskoczyła?
Zachód, wbrew pozorom, działa opieszale. I to nie jego pomoc zatrzymała Rosjan. Zrobiły to ich własna niekompetencja, bezpodstawna pewność siebie oraz warunki atmosferyczne. Zachód pomaga Kijowowi - z pewnością znacznie bardziej niż się wielu spodziewało - ale wciąż ta pomoc nie jest na poziomie, jaki jest wymagany, by mógł wygrać. Mija właśnie rok od drugiej inwazji na Ukrainę, a dopiero teraz mówi się o wysłaniu zachodnich czołgów. A ten sprzęt już dawno powinien w Ukrainie być.
To my - w imieniu Kijowa - musimy stosować różnego rodzaju chwyty polityczno-dyplomatyczne, żeby wymusić na zachodnich partnerach decyzje o takim wsparciu. Prowadzone są czasochłonne gry, gdy Rosjanie szykują się do kolejnego uderzenia. Ukraińcy w tej chwili powinni już jeździć zachodnimi czołgami oraz latać zachodnimi myśliwcami. Mam wrażenie, że z powodu euforii związanej z powstrzymaniem pierwszego rosyjskiego uderzenia, Zachód zaczął myśleć, że Ukraińcy już wygrali. Dziś widzimy, jak błędne były te kalkulacje.
Jakie widzi pan możliwe scenariusze przebiegu wojny?