Artykuł
Między nami różnie jest
Ceremonia otwarcia ćwiczeń NATO Anakonda. Oleszno, 2016 r.
Sojusz Północnoatlantycki zdał egzamin w obliczu wojny. Ale napięcia między krajami członkowskimi są duże. I szybko nie znikną
Tym razem flag państwowych będzie co najmniej 31. Podczas lipcowego spotkania przywódców NATO w Wilnie po raz pierwszy jako pełnoprawny członek organizacji wystąpi Finlandia. Oprócz Stanów Zjednoczonych i Kanady tworzy ją obecnie 29 państw europejskich.
Przystąpienie Finów do Sojuszu to bezpośredni efekt rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wcześniej przez lata społeczeństwo kraju – mającego ponad 1,3 tys. km granicy lądowej z Rosją – nie paliło się do wejścia w struktury sojusznicze, m.in. dlatego, że nie chciało drażnić wschodniego sąsiada. – Atak na Ukrainę był dla nas dużym zaskoczeniem, ponieważ jest zupełnie nieracjonalny. Dla Finów to szok. Stąd ta decyzja – wyjaśniał rok temu, krótko po ogłoszeniu decyzji o akcesji, Juha Ottman, ówczesny ambasador Finlandii w Polsce. Jego kraj od lat blisko kooperował z NATO, tak więc pod względem militarnym to powiększenie będzie łatwe. Dużo prostsze niż choćby 20 lat temu przystąpienie do Sojuszu Polski i naszych sąsiadów.
Własne granice
Ta akcesja jest w pewien sposób potwierdzeniem trendu: po latach walki z terroryzmem i zaangażowania ekspedycyjnego, głównie w Afganistanie, Sojusz znów zaczął się skupiać na zabezpieczeniu własnych granic, czytaj: obronie przed zagrożeniem ze strony Rosji. Ta zmiana jest widoczna już od prawie 10 lat, czyli od szczytu przywódców Sojuszu w 2014 r. w Walii – krótko po aneksji Krymu. Dwa lata później, na spotkaniu w Warszawie, podjęto decyzję o utworzeniu batalionowych grup bojowych w Polsce, Litwie, Łotwie i Estonii. Każda z nich liczyła ok. 1 tys. żołnierzy. W tym samym czasie Amerykanie przerzucili do Polski brygadę pancerną.