Gospodarka z kamieniem u szyi
Bez porozumienia politycznego nie naprawimy finansów publicznych
Stan finansów publicznych jest powszechnie wskazywany jako jedno z podstawowych źródeł ryzyka dla stabilności makroekonomicznej Polski w średnim okresie. Niby wszyscy o tym wiedzą, łącznie z agencjami ratingowymi, ale postęp w tej sprawie jest mizerny, a zarządzanie potencjalnym kryzysem sprowadza się do uspokajających komunikatów, w których antidotum upatruje się w samoistnym wyrastaniu z długu. To placebo zostało już jednak dawno zdemaskowane przez ekonomistów. A Polska wciąż nie może doczekać się mapy drogowej z prawdziwego zdarzenia, która wskazywałaby drogę do przyjaznej dla wzrostu konsolidacji fiskalnej.
Nasz dług publiczny w ujęciu Eurostatu błyskawicznie skoczył z 45 do 60 proc. PKB i według wielu zbieżnych prognoz przekroczy za cztery lata 76 proc., a za 10 lat już 90 proc. Plasujemy się więc w czołówce krajów unijnych pod względem tempa przyrostu zadłużenia. Grozi nam wzrost kosztów obsługi długu do ok. 4 proc. PKB, co w nomenklaturze międzynarodowej uznawane jest za poziom alarmowy.
Wolno czy szybko – zawsze z deficytem
Polskie finanse publiczne charakteryzuje sekularny deficyt, który jest obecny stale, bez względu na fazę cyklu koniunkturalnego i osiągane tempo wzrostu gospodarczego. Innymi słowy: gospodarka rośnie wolno czy szybko – to bez różnicy, bo i tak w finansach publicznych zawsze wyskakuje nam deficyt.





