Dwa lata na ustalenie, czego chcemy
Jaki jest plan Polski na dzień, w którym skończy się wojna na Ukrainie? Czy mamy scenariusze w szufladzie i dlaczego nie?

Zorganizowany tuż przed świętami Bożego Narodzenia, ostatni w 2025 r. szczyt Unii Europejskiej z punktu widzenia Polski był historyczny. I nie ma w tym ani grama przesady, choć w zasadzie niemal przy okazji każdego posiedzenia Rady Europejskiej nadaje się tym spotkaniom takie określenie. Tym razem było inaczej. Po tym, jak nie udało się złamać Belgii, 24 państwa podjęły decyzję, że wygenerują coś na wzór pożyczki dla Ukrainy o wartości 90 mld euro. Taka kwota powinna pozwolić na około dwa lata obrony przed rosyjską agresją. Czyli dotrwanie do momentu, w którym – jak prognozują analitycy JP Morgan – baryłka ropy Brent będzie kosztowała poniżej 30 dol., a tym samym ropa Urals będzie sprzedawana za bezcen. Pożyczka dla Kijowa, o której mowa, będzie bezzwrotna, bo założenie, że kiedyś Rosja wypłaci Ukrainie reparacje (to nimi miałaby być spłacana), należy uznać za fikcję i polityczny spin. Pieniądze będą pochodziły z wyemitowania wspólnego długu. Wspólnego, jak wspólnego – na udział w tej inżynierii finansowej nie zdecydowały się tylko Czechy, Słowacja i Węgry, czyli na tak była prawie cała Unia. A prawie czyni sporą różnicę.





